social social
1780
BLOG

Szwedzka służba zdrowia cz. 1

social social Polityka Obserwuj notkę 1

Trwająca obecnie w Polsce debata na temat stanu służby zdrowia budzi ogromne emocje wśród polityków. Jednakże nie tylko Polska przeżywa ten problem. Od kilku lat w coraz trudniejszej sytuacji znajduje się szwedzka opieka zdrowotna. Jest to o tyle ciekawe, że przez wielu polityków i publicystów szwedzki model jest podawany za wzór, rodzaj ideału, w którym służba zdrowia jest wprawdzie państwowa i opłacana z wysokich podatków, ale za to jest nowoczesna i ogólnie dostępna dla wszystkich. Czy jest to obraz prawdziwy czy nie, o tym w dalszej części. Niemniej prowadzi on wielu polityków do wniosku, że jedynym najlepszym lekarstwem na problemy szpitali i przychodni jest znaczne ich dofinansowanie z pieniędzy podatników. Wynika to często z faktu, iż wiedza tych osób bazuje zwykle nie na osobistych doświadczeniach w kontakcie ze szwedzkim szpitalem, ale na wrażeniach z parodniowej oficjalnej wizyty w szpitalu czy przychodni (np. w ramach współpracy miast partnerskich). Teoretycznie bowiem wszystko jest optymalnie zorganizowane i funkcjonuje sprawnie i wydajnie.

Na wstępie należy zaznaczyć, iż szwedzkie szpitale i przychodnie są rzeczywiście wyposażone w bardzo nowoczesny sprzęt, personel przechodzi regularne kursy i szkolenia, które pozwalają na podniesienie kwalifikacji zawodowych, a pacjenci przebywają w dużo lepszych niż w Polsce warunkach. Jednakże jeśli chodzi o dostępność usług i czas oczekiwania na wizytę u lekarza, sytuacja nie wygląda już tak różowo.

Elementem niebranym w Polsce przez wielu pod uwagę, jest bowiem fakt, iż zwiększonym nakładom na szwedzką służbę zdrowia (np. wysokie pensje lekarzy), towarzyszą ogromne oszczędności. W ramach tych oszczędności zamknięto znaczną część oddziałów, szpitali, przychodni, ograniczono czas ich działania, a wiele jednostek połączono administracyjnie. Przykładem może być tu, położone 150 km na północ od Sztokholmu, województwo Dalarna. Zamieszkujących je 300 tysięcy mieszkańców obsługują dwa szpitale - w Falun oraz Mora. Jeszcze do niedawna funkcjonowały szpitale w Avesta i Ludvika, ale w przeciągu kilku lat pozamykano tam dużą część oddziałów, a część z tych, które pozostawiono, funkcjonuje w mocno ograniczonym zakresie. Co ciekawe, przez miejscowych urzędników placówki te nadal nazywane są one „szpitalami". Największe miasto w województwie - Borlange (ok. 60 tysięcy mieszkańców), nie posiada żadnego szpitala. Dla porównania - w liczącej 23 tysiące mieszkańców Kościerzynie szpitale są dwa (warto nadmienić, że w Polsce warunkiem utworzenia powiatu było istnienie szpitala w danym mieście!).. Tak wygląda w całej Szwecji, np. liczący ponad milion mieszkańców obszar Sztokholmu oraz przylegających gmin, obsługuje 5 szpitali, podczas gdy w samej tylko Warszawie szpitali jest ponad 40.

Co ciekawe, przywołujący szwedzkie wzorce politycy nawet przez chwilę nie wspomną o możliwości likwidacji jakiegokolwiek szpitala. Należy zaznaczyć też, że Dalarna ma powierzchnię ponad dwukrotnie większą od całego województwa małopolskiego, a więc odległości do szpitali są znaczne, zwłaszcza po wprowadzonych cięciach. Z cięciami tymi nie idzie jednak w parze tempo dojazdu do szpitala. Co roku w poszczególnych regionach toczy się batalia o budżet służb ratowniczych i uratowania stacjonujących w poszczególnych miasteczkach karetek. Mniejsza ilość szpitali nie oznacza też, że są to molochy dysponujące ogromną ilością łóżek, tak by móc sprostać „zapotrzebowaniu". W ramach corocznych cięć budżetowych likwiduje się kolejne łóżka szpitalne. W okresie wakacyjnym ilość ta zmniejsza się prawie o połowę, gdyż większość szwedzkich szpitali funkcjonuje w tym czasie  na „pół gwizdka", a część przychodni jest zamknięta (wyobraźmy to sobie w Polsce!!). Cięciom ulega też liczba personelu szpitalnego, który i tak (poza lekarzami) zarabia stosunkowo słabo. Wbrew pozorom,  w Szwecji też strajkują i na dodatek się zwalniają - ostatni Dagens Medicin (z 4 czerwca) donosi o pielęgniarkach z Västerås, które zrezygnowały z pracy z powodu zbyt niskich zarobków. Cóż, trochę to kontrastuje z obrazem malowanym nam w Polsce od lat.

Nic dziwnego też, że czas oczekiwania na wizytę jest bardzo długi. Pracując w szpitalu, wielokrotnie widziałem pisma „zapraszające" pacjentów na wizytę, np. u laryngologa, za 8 miesięcy. Wizyta u dentysty, w przypadku nagłego bólu zęba, możliwa jest najwcześniej za 2-3 dni. Normalnie, na wizytę czeka się 2-3 miesiące. Zresztą i przy nagłych wypadkach musimy się czasem uzbroić w cierpliwość. Oto przykład z ostatniego miesiąca: Podczas wakacji w maju pękł mi ząb. Ponieważ nie chciałem poznawać uroków azjatyckiej służby zdrowia (a na tą na najwyższym poziomie mnie tam stać nie był) zamówiłem sobie przez znajomego wizytę u dentysty, tak aby zaraz po powrocie do domu móc naprawić ząb. Była połowa maja. Zostałem potraktowany jako nagły wypadek, więc wizytę wyznaczono mi na 3 dni zaraz po powrocie. Dzień przed wizytą )tzn. 9 czerwca) dzwoni do mnie pielęgniarka i tłumaczy, że ten dentysta jest chory i najbliższy wolny termin to 12 sierpnia - za ponad 2 miesiące. Po parominutowej kłótni zgodziła się na 15 lipca. Gdyby nie fakt, że pracuję i nie mogę teraz mieć wolnego, poleciałbym do Polski do dentysty.

Czeka się również w szpitalach podczas wizyt na tzw. „ostrym dyżurze". Rok temu moi znajomi pojechali ze swoją jedenastoletnią córką  do szpitala, gdyż ta skarżyła się na ostre bóle brzucha. Do szpitala dojechali około godziny 22. O godzinie 1 w nocy, postanowili pojechać do domu do znajomego lekarza, gdyż przez trzy godziny poza pobierającą krew salową, nie pojawił się nikt. Warto pamiętać, że dziecko to w Szwecji priorytet - także w służbie zdrowia. Jakiś czas temu w którejś ze szwedzkich popołudniówek ukazał się artykuł o mieszkańcu Sztokholmu, który trafił do szpitala ze złamaną ręką. Po dziewięciu godzinach czekania, polecono mu, by wziął leki przeciwbólowe, poszedł się przespać do domu i zgłosił się rano do swojej przychodni. Problem ten jest na tyle poważny, że na szwedzkich izbach przyjęć znaleźć można ulotki i plakaty z góry informujące o tym, że czas oczekiwania może być długi.

Jednym ze źródeł tego problemu jest stały  brak personelu, a zwłaszcza lekarzy. Dotyczy to całej Szwecji. Szpitale i przychodnie zmuszone są zatrudniać lekarzy z innych części kraju na krótkie jedno-, dwutygodniowe kontrakty. System ten jednak prowadzi do swoistej patologii. Pacjenci w  tej sytuacji, w żadnym wypadku nie mogą mówić o „swoim lekarzu", gdyż średnio funkcję to piastować może kilkunastu (a czasami nawet więcej) osób w ciągu roku. Tak więc, prawdopodobieństwo, że przy drugiej wizycie pacjent trafi na tego samego lekarza jest często bliskie zeru. Na dodatek praca na tego rodzaju kontrakcie jest lepiej opłacana, a więc koszty utrzymania tych placówek znacznie rosną. By zaradzić brakom personelu, sprowadza się lekarzy nawet z tak odległych miejsc jak Syberia, Uzbekistan czy Kazachstan.

 

c.d.n.

social

social
O mnie social

"Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny." "przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna" Prof. Marcin Król "Nie po to robiliśmy rewolucję, by mieć demokrację" Prez. Mohammad Ahmadineżad "Przyjdą wybory prezydenckie albo pan prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni" Bronisław Komorowski Kontrwywiad RMFFM, 29 kwietnia 2009

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka